sobota, 29 marca 2014

Thirteen - "Czy czujesz to co ja?"

cd.

- Skarbie, jestem pewna, że skorzystamy na tym oboje. - 
Rzekła Sara zaskakująco pewnym siebie tonem, po czym posłała znaczące spojrzenie Michaelowi. Odważyła się nawet dołączyć do niego jeden z tych swoich kokieteryjnych uśmiechów, jednak Niemiec wcale go nie odwzajemnił. W pannie Carbonero było coś takiego, co irytowało go do granic możliwości a każda sekunda spędzona z tą pełną fałszu i zapatrzoną w siebie niewiastą przyprawiała go o niewyobrażalny ból głowy, którego nie łatwo było się pozbyć.
- Potrzebujesz mnie Ballack. - Zniżyła swój - zazwyczaj szorstki jak papier ścierny - głos do szeptu i chwyciła go za podbródek zmuszając tym samym, aby na nią spojrzał. Hiszpanka nie znosiła być ignorowana, nawet przez tak... i choć chciała znaleźć jakieś ujemne epitety, aby go opisać, to tak naprawdę wcale nie potrafiła. Brunet był zbyt atrakcyjnym mężczyzną, by przejść obok niego obojętnie, a to, że niejednokrotnie wysyłał jej sygnały o swojej niedostępności sprawiało, że jeszcze bardziej pragnęła się nim zabawić; rozkochać w sobie, sprawić by całkowicie stracił dla niej głowę, a potem porzucić jak uszkodzoną zabawkę na rzecz nowej. O tak, owa światowej sławy dziennikarka lubiła sobie czasami poflirtować i przyprawić Ikerowi rogi. Każdy zdawał sobie z tego sprawę, choć Hiszpanka dokładała wiele starań by jej podboje nie ujrzały światła dziennego.
Michael na dłuższą chwilę skupił swoją uwagę na podkreślonych jak zwykle szminką o kolorze krwistej czerwieni wargach kobiety zastanawiając się jak jego najlepszy przyjaciel mógł ślepo wierzyć w każde słowo, które wydostało się spomiędzy jej ust. Manipulantka. Przemknęło mu przez myśl a w jego głowie zapaliła sie migocząca, czerwona lampka ostrzegająca o nagłym, poważnym zagrożeniu. Musiał uważać, być nadzwyczaj czujnym, aby i jego ta wstrętna dziewucha nie owinęła sobie wokół palca.
Nie trudno było odgadnąć o co chodzi Sarze. Współpracując z nią mógł osiągnąć wiele, ale i wpakować się w kłopoty, a akurat w tej dziedzinie panna-fałszywy-uśmiech była specjalistką.
Zaiste, skorzystaliby oboje. Carbonero była mistrzynią intryg. Z pewnością uknułaby coś, co mogłoby raz na zawsze zniszczyć jak na razie chyba tylko znajomość Ikera i Anastasii. Michael nie mógł wyzbyć się z pamięci widoku swojej ukochanej w ramionach jak dotąd najlepszego przyjaciela, nie tylko z boiska. I choć czuł, jakby w brutalny sposób pozbawiono go serca nie mógł nic zrobić. A raczej mógł, lecz nie chciał. Zdał sobie sprawę, że kocha tak bardzo, że nie mógłby pozwolić sobie na wtrącanie się i mieszanie w jej życiu. Chciał po prostu, by Włoszka była szczęśliwa, nawet jeśli to nie on miałby trwać u jej boku, być na każde jej zawołanie. To jednak nie zmieniało faktu, że był wściekły. A może to kolejna kobieta która bawi się jego uczuciami? W jego głowie kłębiło się wiele myśli tego typu. Spoglądając na nią w innym świetle starał sie nie koncentrować na uczuciach jakie do niej żywił. Ale jego serce wydawało sie nie słuchać rozumu, który stwarzał mylne wizje.
Nie wiedział ile czasu już tak stoi. Może kilka sekund, może całe wieki. Carbonero pochłonięta pracą o której nie zapomina nawet na moment, już dawno się wycofała i uczepiła ramienia jakiegoś starszego mężczyzny, w celu wydobycia z niego kilku istotnych informacji.
Ballack poczuł czyjąś dłoń na swoim lewym ramieniu. Obrócił głowę jednak nie dostrzegł nikogo, kto mógłby być potencjalnym sprawcą tejże zaczepki. Pomyślał, że to pewnie starsza siostra Keplera, przed którą tak starał się uciec, gdyż owa raczej niegrzesząca inteligencją niewiasta najwyraźniej czuje do niego mięte. Mylił się. Wydawał się być nieco zaskoczony, kiedy ujrzał przed sobą swój obiekt westchnień w całej okazałości. Czerń sukni doskonale dopasowanej do kuszących kształów Any wspaniale współgrała z jej delikatnie opaloną skórą. Stała tak blisko, że w jej nieziemskich, brązowych oczach widział swoje odbicie. Odgarnęła za ucho zbłąkany kosmyk i jeszcze szerzej się uśmiechnęła. Widok ten przyprawił Michaela o szybsze bicie serca. Miał wrażenie, że zaraz wyskoczy mu ono z piersi. Chciał dotknąć jej delikatnej skóry, posmakować miękkich, słodkich warg... i choć coraz trudniej było mu utrzymać ręce przy sobie to nie odważył się. Był bliski obłędu. Obawiał się, że to tylko - swoją drogą bardzo wiarygodna - projekcja wytworzona przez jego umysł, a jeśli zechce ją naruszyć zniknie raz na zawsze. 
Ballack, co ta kobieta z tobą zrobiła?
- Cześć. - Rzuciła pełna entuzjazmu a jej cieszący oczy obserwatora uśmiech z każdą sekundą przybierał na sile. Pierwotnym celem Anastasii było zrobienie niespodzianki Michaelowi - dzisiaj nie mieli jeszcze okazji aby zamienić słowa i każde z nich boleśnie to odczuwało - ale widząc jego minę stwierdziła w myślach, że chyba nie bardzo jej to wyszło. 
Szkoda.
Zazwyczaj chyba cieszyła go jej obecność, a w owej chwili nawet nie odpowiedział. Zamiast tego uniósł do ust kieliszek wypełniony do połowy szampanem i zanim upił łyk, uśmiechnął się w jakby nieco wymuszony sposób. Ana nie rozumiała skąd ta nagła zmiana w jego zachowaniu. Przecież to zazwyczaj Michael był inicjatorem rozmowy. Potrafił pojawić sie przy niej w najmniej oczekiwanym momencie i swoją obecnością, czasami zwykłym uśmiechem znacznie poprawić jej humor. Może przesadza? Może wszystko jest w porządku a ona sama stwarza sobie nowe zmartwienia?
- Rozmawiałeś z Carbonero. - Podjęła po chwili jakby obojętnym tonem aby jakoś rozpocząć rozmowę, ale Misza mógłby przysiąc, że zabrzmiało to tak, jakby nie tyle co robiła mu wyrzuty, ale za to próbowała wybadać sytuacje.
... a ty obściskiwałaś się z Casillasem. Pomyślał. Nie miał odwagi powiedzieć tego na głos. Bał się pokazać, że mu zależy odrobine bardziej niż by tego chciał, bowiem zawsze gdy tak się dzieje wszystko kończy się raczej tragicznie. Tragicznie dla niego. Zazwyczaj brakuje mu szczęścia. Choć Ballack wydaje się być silnym, zdecydowanym mężczyzną to tak naprawdę w głębi duszy jest słaby. Osłabia go miłość, którą chce sie podzielić wreszcie z kimś tego wartym, a która w dużej mierze prowadzi do autodestrukcji. Dlaczego? Otóż gdy człowiek bezgranicznie kocha, bezgranicznie ufa drugiej osobie to nie zawsze dobrze na tym wychodzi. Gdy zamiast na drugą połówke pomarańczy natrafi sie na połówkę jabłka i stara sie na siłe ją do siebie dopasować to człowiek cierpi. Czasami nawet ta druga połówka pomarańczy jakoś nie do końca pasuje... Co więc wtedy robić? 
Nie sądziła, że tak zaboli ją jego milczenie, zdała sobie bowiem sprawe, że ten malutki promyczek nadziei na nową, lepszą przyszłość, jakim był dla niej Michael nie będzie płonął wiecznie. Chyba już nie płonie. Spuściła wzrok i wpatrywała się w czubki własnych butów. To jeszcze pogorszyło sprawę, ponieważ przypomniała sobie ile włożyła starań w przygotowanie się do dzisiejszego wieczoru. Chciała być piękna dla niego a tymczasem on nie raczył zwrócić na nią chociażby odrobiny swojej jakże cennej uwagi. Powróciły wątpliwości, że przecież do siebie nie pasują. Może i Ballack wydawał sie odrobine szalonym człowiekiem, ale miał dobre serce i zasługiwał na kogoś lepszego. Na kogoś, kto przede wszystkim byłby z nim całkowicie szczery i nie zatajał pewnych spraw, które przecież i tak kiedyś wyjdą na jaw. Niemiec potrzebuje kogoś, kto by mu dorównał, kogoś kim mógłby się pochwalić a nie...
To zbyt wiele ją kosztowało. Podniosła wzrok i dyskretnie rozejrzała sie za kimś, kto mógłby uratować ją z tej niezręcznej sytuacji w jakiej przyszło sie jej znaleźć. No tak, bo przecież może udać, że ktoś nagle jej potrzebuje. Widząc Keplera posłała mu subtelny uśmiech. Przecież w każdej chwili może do niego podejść i zaoferować mu swoje towarzystwo. 
Ballack nie dawał tego po sobie poznać, ale uważnie ją obserwował. Podążył za jej spojrzeniem i aż mu się gorąco zrobiło, gdy ujrzał Ikera stojącego swobodnie w towarzystwie Keplera i szczerzącego się do Any jak mysz do sera. Co prawda był jego przyjacielem, lecz odczuł nagle silną potrzebę rywalizacji, która odstawiła rozsądek na boczny tor.
- Cóż, nie tylko Iker potrzebuje pocieszenia. - 
Mruknął z ironią, tym samym skutecznie zwracając na siebie atencję Anastasii, która posłała mu zdezorientowane spojrzenie i nawiązując do rozpoczętego przez nią tematu. 
Co to miało znaczyć? Niemiec nigdy wcześniej sie tak nie zachowywał.
- Michael... - Przerwała na moment jakby porządkowała w głowie myśli. - Czy wszystko między nami w porządku? - Utkwiła swój wzrok w jego cudownych oczach i w ciszy oczekiwała na odpowiedź.
Ballack chwycił ją za łokieć i może nawet w nieco brutalny sposób przyciągnął ją do siebie jakby bał się, że mu ucieknie a przecież muszą wyjaśnić sobie pewne sprawy. Ana nawet tego nie odczuła ponieważ bardziej zajęta była próbą odgadnięcia jego wyrazu twarzy. Sam dotyk jego dłoni sprawił, że po jej ciele rozeszły się przyjemne dreszcze. 
- A co jest właściwie między nami? - 
Zapytał poważnie, ale ona nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów by udzielić mu odpowiedzi. Westchnęła tylko.
- Czy czujesz to co ja? - Podęła za moment chwytając jego dłoń i splatając ze sobą ich palce.


- No i co? Co mówią? - Khedira niby to dyskretnie szturchnął Özila paluchem chcąc wyciągnąć z niego jakąkolwiek informacje. 
- Powiedział jej? -
Mesutowski-Mistrz-Podsłuchu wzruszył tylko na to ramionami. Jeszcze nie, ale Ana sugeruje mu chyba, że gaz sie ulatnia.
- Coo? - Sami posłał Mesutowi jedno z tych swoich spojrzeń, które z pewnością wyrażało więcej niż tysiąc słów.
- Wiem co mówie! - Obruszył sie Özil. - Czy czujesz to co ja?
Zacytował starając sie naśladować ton głosu Any po czym popatrzył z wyższością na przyjaciela. Sami pociągnął nosem jakby miał katar chcąc użyć zmysłu powonienia do analizy sytuacji.
- Cholera, może rzeczywiście powinniśmy to sprawdzić... -


jakiś czas i kilka butelek później gdy już impreza przeniosła się w inne miejsce...

- Ty wiesz, że ja bym chciał, aby Ci sie wreszcie ułożyło? Żebyś był wreszcie szczęśliwy? - 
Özil podniósł wzrok z nad kieliszka wypełnionego do połowy przezroczystym alkoholowym trunkiem i swoimi nieudolnym bełkotaniem skierowanym wyraźnie pod adresem Ballacka, przerwał wreszcie paplaninę Khediry skupiającą się głównie na jego dziewczynie - Lenie, która po wielu prośbach wreszcie zgodziła sie zostać jego żoną, a on oczywiście musiał ogłaszać to całemu światu.
Michael tylko pokiwał głową na co Mesut przysunął sie do niego bliżej i objął go ramieniem.
- No właśnie, dlatego sądzę, że powinieneś postawić sprawę jasno. - 
Turek tym razem skierował swoje duże, brązowe oczy, niezależnie od sytuacji mierzące wszystko i wszystkich bacznym spojrzeniem, na Anastasię i jakby westchnął. - Jeśli jakiś ciekawski dziennikarzyna zacznie węszyć nad jakąś sensacją jak to zwykle oni mają w zwyczaju, to sprawa sie rypnie a ty będziesz w dupie. Takich rzeczy nie należy zatajać, bo potem jakbyś się zaczął tłumaczyć i wyjaśniać motywy twojego postępowania to nawet ta twoja przystojna i urokliwa gęba nie pomoże ci w naprawieniu tego co zepsułeś. - MB13 doskonale wiedział o co chodzi kumplowi z boiska, jednak nie bardzo kwapił sie do tego, by dać to po sobie poznać i by wreszcie podjąć należyte działania w kierunku poruszonego tematu, o którym wolał nawet nie myśleć bo automatycznie wzbierała w nim złość. Michael nie chciał sobie popsuć wieczoru, nie tym razem.
- Der Kapiten. - Tymi słowami Sami mimowolnie zwrócił uwage Ballacka na siebie. Co prawda brunet nie sprawował już funkcji kapitana w niemieckiej reprezentacji gdyż zwyczajnie zdecydował sie powoli zakończyć kariere a ostatnie kroki stawiał właśnie tu, w Realu jednak pozostanie nim na zawsze dla wiekszości niemieckich piłkarzy, którzy darzyli go szacunkiem i byli pełni podziwu dla jego dokonań. - Nie wierze, że to robię, ale muszę przyznać Mesutowi racje. - Rzekł spokojnie. Najwyraźniej on też był wdrożony w całą sytuacje, ale jak na lojalnego przyjaciela przystało nie rozgłaszał tego na prawo i lewo. Dobrze wiedział, że MB13 jest raczej skrytym, nie lubiącym koncentrować uwagi zwykłych zjadaczy chleba i karmiących ich głównie wyssanymi z palca, szokującymi newsami pseudodziennikarzy, na swoim życiu prywatnym, facetem. - Teoretycznie ten etap życia masz już za sobą... - 
- ...ale nadal ma on wpływ na twoją przyszłość. Nie zapominaj o tym. - Dokończył już Özil wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z Khedirą. 
- Mesut najebany w trzy dupy to całkiem rozsądnie gada. - Zauważył Sami i cicho się roześmiał. Turek najwyraźniej chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył bo niczym kat nad dobrą duszą stanął nad nim Kepler, którego tamten zdążył ochlapać resztkami alkoholu ze swojego kieliszka podczas swojej przesadnej wręcz gestykulacji w czasie wymiany myśli z Samim i Michaelem.
- Mniejszość niemiecką uprasza się chociaż o zachowanie pozorów kulturalnego picia. - Wyrzucił z siebie Pepe wycierając chusteczką krople wódki ze swoich spodni stwierdzając w myślach, że teraz na pewno będzie czuć od niego alkoholem. Taa, jakby bez tego było nie czuć, że dobrze dawał w gaźnik. Potem jednak skrzywił sie i podrapał po czarnej czuprynie zastanawiając się co on w ogóle powiedział. 
- No prosze, następny. - Rozweselił sie jeszcze bardziej Khedira. 

— — 

rozdział taki sobie. niby nic się nie dzieje, ale zapoczątkuje poważne zmiany w życiu bohaterów, tak bym to nazwała ;b nie długo pewnie też coś na
bo z Julią już tworzymy zawzięcie drugi rozdział, a jakże ;)

+ taki tam obrazek :D

środa, 12 lutego 2014

Twelve - "Z tobą u boku Iker nigdy nie wyglądał ładnie."

Grupka wysokich, niemal porażających swoją nieprzeciętną urodą mężczyzn odzianych w dopasowane, wspaniale podkreślające ich atletyczne sylwetki garnitury, które niezaprzeczalnie zostały zaprojektowane przez sławnych projektantów - i które z pewnością kosztowały fortunę - zebrała się przy stelażach na których wyeksponowano kilkanaście najróżniejszej wielkości obrazów namalowanych przez tych doskonale znanych jak i dopiero wzbijających sie na wyżyny popularności młodych artystów. Z minami zagorzałych krytyków, gorliwych znawców sztuki polemizowali ze sobą wyraźnie przy tym gestykulując. 
- A czy to aby nie stoi do góry nogami? - Ośmielił się zauważyć jak zwykle spostrzegawczy Benzema i od razu zaczął pchać się z łapami do płótna, aby je obrócić. Na szczęście został powstrzymany przez Özila, który za pomocą swoich wytrzeszczonych gałek ocznych zlokalizował zbliżającego się kapitana Królewskich. Karim przy akompaniamencie tureckich gwizdów począł kreślić w powietrzu jakieś niezidentyfikowane kształty a wszystko po to, by stworzyć pozory normalnego, swobodnego zachowania, które niemal krzyczało "Nic się nie dzieje. Nic się nie dzieje." Iker tylko zmarszczył brwi. Z daleka wyczuwał, że coś się jednak dzieje. Zaintrygowany zachowaniem kolegi z drużyny zamiast do młodego Varane zwrócił się do starszego Francuza. Grzecznie. Najgrzeczniej jak tylko umiał a dziś wyjątkowo był nie w humorze. 
- Czyś tyś sie znowu proszku do prania nażarł? Mam cie zawieźć na płukanie żołądka? A może to kolejna lekcja wschodnich sztuk walki jakiej udzielasz Özilowi? - Zadrwił. - To nie przedszkole, oczekuję od was odpowiedniego zachowania w przeciwnym razie... - Uwrał na moment. - Karim, lubię cię dlatego dam ci wybór, wolisz wypierdalać oknem czy drzwiami? -
Benzema zaprzestał wygłupów. Przybrał minę zbitego psa, jednak wiedząc, że tym razem nie zadziała posłał błagalne spojrzenie w stronę Mesuta.
- No bo... mucha była! - Błysnął Turek na co bramkarz tylko westchnął po czym skierował dwa palce w kierunku swoich oczu, by zaraz powtórzyć ten gest na Francuzie. Karim nie był pewny, ale to chyba miało znaczyć "Będę cię obserwował". Niespokojnie przełknął ślinę. Jeśli Santo rzeczywiście będzie obserwował go tak jak piłkę w czasie meczu, to jeden fałszywy ruch i ten duży prostokąt z klamką będzie stał przed nim otworem.
Marcelo, Alonso i Kepler podeszli właśnie do ostatniego obrazu, jednak napotkali na barierę w postaci zasłaniających go swoimi sylwetkami Ronaldo i Ramosa. Pepe jak to Pepe, od razu zwietrzył, że coś jest nie tak. Cristiano i Sergio razem? Przecież oni się nie znoszą!
Teraz jednak owa dwójka stała oparta o siebie plecami z rękami założonymi na piersiach.
- A to co? Brygada R&R znowu w akcji? - Rzucił z nutką rozbawienia Marcelo chcąc przepchnąć się dalej.
- No, bo ja ci zaraz te loczki wyprostuję! - Odezwał sie oburzony Sergio spoglądając porozumiewawczo na Cristiano.
- A tak, mam prostownicę w bagażniku, możesz pożyczyć. - Wtrącił sie Portugalczyk na co Marcelo tylko złośliwie się uśmiechnął, bo na horyzoncie znowu pojawił sie doglądający wszystkiego Iker. Dwójka obecnie nieco zmieszanych, od zawsze prowadzących otwartą wojnę na każdym możliwym froncie a teraz najwyraźniej połączona nicią porozumienia zapewne poprzez wspólną tajemnicę Królewskich rozstąpiła się przed kapitanem niczym Morze Czerwone przed Mojżeszem. Iker spodziewał sie niemal wszystkiego, poczynając od ulepszenia czy też kompletnego zniszczenia obrazu aż do jego nagłego, niewytłumaczalnego zniknięcia, jednak nic takiego nie miało miejsca. Zmarszczył czoło starając się wykryć jakikolwiek dowód tłumaczący dziwne zachowanie Crisa i Sergio. Nic z tego. Wszystkie sztalugi z portretami i pejzażami stały sobie równiusieńko a podłoga lśniła tak, że można było w niej sie niemal przejrzeć. Oczywiście Ronaldo korzystał z tego najczęściej. 
Co prawdo Ramos i Ronaldo w ramach kary, a może inaczej, w ramach poprawienia wzajemnych relacji mieli zająć się przygotowaniem eksponatów (no dobrze, uściślając tylko obrazów, bo nie tylko Santo bał sie kompletnego armagedonu), które miały zostać zlicytowane na dzisiejszej aukcji charytatywnej, ale żeby aż tak dobrze im poszło?! 
Portugalczyk zaczął porozumiewawczo mrugać do Ramosa poprawiając przy tym samym mankiet koszuli.
- Cris, co ci sie stało w oko? Tak ci lata, że... - Obrońca nie dokończył, bo bramkarz stanął na przeciwko TEGO obrazu. Madrycka siódemka zamarła. Casillas pogładził zarost na brodzie wpatrując się w płótno na którym widniał portret kobiety. Zamrugał kilkakrotnie. 
- Może i ja sie na sztuce nie znam, ale to wygląda jakby Ramos po pijaku malował. - Westchnął ciężko a jego spostrzeżenie spotkało sie z aprobatą pozostałych piłkarzy.
- A czy ta lala aby nie jest podobna do Crisa? - Podchwycił Alonso.
Duet R&R oczywiście planował cicho wymknąć się z imprezy jednak Kepler skutecznie im to uniemożliwił.
- No to teraz sie tłumaczcie. Jak na spowiedzi. - Zachęcił Santo siadając na krześle w ten sposób, że tylko oparcie odgradzało go od owej dwójki. Oczywiście odmówili współpracy.
- A Ramos ma plame na prawym rękawie! - Zaskarżył Mesut a obrońca wykonał gest w stylu "zaraz utnę ci tę turecką głowę". Ronaldo chciał jakoś ratować sytuację więc rzucił nie zastanawiając się chyba nawet "Więc kupisz mu Vanish i wywabisz plame" dołączając do tego swój olśniewający uśmiech. Jedno jest pewne, gdyby to on występował w reklamie tegoż proszku do prania lub na tymże środku piorącym widniałaby jego podobizna to wszystkie magazyny świeciłyby pustkami a producenci spaliby na pieniądzach. Przecież każda kura domowa pragnęłaby wpatrywać się w tą uroczą facjatę podczas oddawania się niekiedy znienawidzonym obowiązkom domowym. 
- I wcale nie malowałen tego po pijaku. Byłem najzupełniej trzeźwy choć Ronaldo i tak chciał polecieć van Gogiem żebym sie bardziej wczuł. - Rzucił oburzony Sergio łapiąc sie automatycznie za ucho. Kiedy jednak zorientował sie co zrobił rozejrzał sie po zebranych jak gdyby nigdy nic, po czym wydarł sie na cały głos. 
- Kto to powiedział?! - Dos santos Aveiro zdzielił go po łbie za to, że ich wsypał.
- Przynajmniej modela miałeś dobrego. -
Odgryzł sie Ronaldo ale kiedy poczuł na sobie wzrok Casillasa prawie się rozpłakał. 
- To jego wina. To on mnie pchnął w ten bohomaz, sama dziura by sie przecież nie zrobiła, nie? -
- Ramos. - Warknął Santo, choć gdy w jego głowie zrodziła sie wizja Cristiano z głową utkwioną w płótnie zrobiło mu sie jakoś weselej. Żel zapewne zabezpieczył jego głowę przez ewentualnymi uszkodzeniami. Nie miał jednak serca powiedzieć tego na głos.
- No przepraszam bardzo, sam sie o to prosił. Wszystkiego sam nie bede robił! - Uniósł sie Sergio. 
- Właściwie o moja wina. Nie powinienem was zostawiać samych, mogłem chociaż poprosić Juniora żeby pilnował tatusia i wujka, aby znowu nie narozrabiali. Tak czy siak Özil odłóż ten obraz. Jestem pewien, że mam na niego nabywcę. Tak sie składa, że Mourinho już od dawna szuka prezentu gwiazdkowego dla Guardioli. - Benzema mógłby przysiąc, że na dotychczas poważnej twarzy Ikera teraz przemknął cień nieco złośliwego uśmiechu. Wszyscy przecież wiedzieli o tym, jak Pep nie znosi Crisa.




- Ana, tutaj! - I tymiże dwoma jakże krótkimi słowami, ale wypowiedzianymi pewnym siebie, dźwięcznym barytonem, może odrobine głośniejszym niż zazwyczaj, Iker zwrócił na siebie uwagę panny Weyden rozglądającej się wśród zebranych gości - w większości byli to bogaci biznesmeni z uwieszonymi u boku żonami, lub też asystentkami, które właściwie nie tylko były prawą ręką szefów, niezastąpioną pomocą, ale też i od czasu do czasu testowały hotelowe łóżka razem ze swoimi pracodawcami. Cóż, kto bogatemu zabroni. Roześmiane towarzystwo popijając najróżniejsze kolorowe drinki czekało na główny punkt programu, czyli licytację na której mogliby sie pozbyć swoich jakże ciężko zarobionych pieniędzy, a wszystko to na rzecz biednych sierot jakie fundacja prowadzona przez jednego z piłkarzy miała wspomóc. Cel był szczytny, dzieci mogłyby dalej kontynuować naukę, lub też po prostu wreszcie miałyby co jeść, bo jak wiadomo różnie w świecie bywa i nie każdemu sie wiedzie. Obecność zawodników Realu i innych wspaniałych osobistości, znanych chociażby z tego, że są znani, miała dodatkowo rozsławić całą akcje i pozyskać potencjalnych sponsorów.
- Podobno miałam ci pomóc, znaczy Alonso coś wspominał. - Odezwała sie nieco niepewnym tonem obserwując z uwagą przystojną, jak zwykle spokojną twarz Santo. Stali na uboczu, a tymczasem zebrani powoli zajmowali miejsca i odbierali tabliczki z numerami.
- A tak, będziesz prezentować wszystko to, co mamy zlicytować dzisiejszego wieczoru. -
- No nie wiem... - Zawahała sie nieco zdając sobie sprawe, że znalazłaby sie w centrum uwagi, a nie zawsze to lubiła. Poza tym, ktoś mógłby ją rozpoznać. - ... nie wiem, czy to dobry pomysł. - Dokończyła spoglądając prosto w smutne, ciemne oczy Ikera otoczone  czarnymi, długimi niemalże jak u dziecka rzęsami. Dopiero teraz coś ją poruszyło, zdała sobie sprawe, że na jego twarzy już dawno nie gościł uśmiech, który znacznie go odmładzał.
- Coś jest nie tak, prawda? - Rzuciła nieco ciszej przysuwając sie do ciemnowłosego, w ogóle nie przejmując sie tym, że to chyba nie najodpowiedniejszy moment jak i miejsce na tego typu zwierzenia. Mimo tego, iż ich znajomość była jak dotąd skoplikowana, Anastasia z czasem polubiła Ikera i naprawde doceniała wszystko, co dla niej robił. 
- Przecież widzę. - Dodała kiedy bramkarz numer jeden odpowiedział jej milczeniem.
- Rozstałem się z Sarą. - Wyrzucił z siebie po chwili, jakby obojętnie.
- Tak mi przykro. Przepraszam, nie chciałam być wścibska. - Westchnęła po czym chcąc go jakoś pocieszyć wyciągnęła ręce, aby go uściskać.
- Zupełnie niepotrzebnie. Właściwie już dawno zdałem sobie sprawe, że jej nie kocham. Cieszę się, że miałem okazje wreszcie zakończyć tą farsę, choć dla Sary moja decyzja była raczej niezrozumiała. Według niej wszystko było w najlepszym porządku. - Pokręcił głową po czym ochoczo przystał na propozycje brunetki i zamknął ją w swoich ramionach. Była tak blisko, taka delikatna i krucha, że najchętniej nigdy nie wypuściłby jej ze swoich objęć i bronił przed całym światem, gdyby zaszła taka potrzeba.
- Mówisz to z takim spokojem... - Zaczęła gładząc uspokajająco jego plecy, ale przecież była kobietą i niewiele czasu zajęło jej, by dodać dwa do dwóch. - Poznałeś kogoś! I nawet mi o tym nie powiedziałeś! - Podjęła przesadnym, jak gdyby z lekka oskarżycielskim tonem odsuwając się od niego na tyle, by móc z powrotem spojrzeć mu w twarz i posłać pozornie zazdrosne spojrzenie. - No kto to jest? Mam wszystko wyciągać z Ciebie siłą? - Widząc, że Iker sie rozchmurzył, jej uśmiech znacznie sie poszerzył. Casillas wciąż jej nie puszczał, nawet wtedy kiedy poprawiała mu krawat i posłała mu odrobine zadziorne spojrzenie, które zdawało sie mówić mniej więcej tyle, że jeśli nie udzieli jej w końcu żadnych informacji, to nie chcący ściśnie za mocno. Ta groźba i tak nie zadziałała, bo niby co miał powiedzieć? Zamiast tego ponownie sie do niej przytulił, jakby chciał ją udobruchać, ale tak naprawde pragnął się nią nacieszyć. "Właśnie mam ją w swoich ramionach. Szkoda, że o tym nie wiesz." Przeszło mu przez myśl kiedy napawał sie zapachem jej perfum. Nie należały do najwyższej półki z jakiej zazwyczaj korzystała panna Carbonero, ale bardzo do niej pasowały. Były tak delikatne i pociągające jak ona sama.

Ballack, który od jakiegoś już czasu odkrywał w sobie tendencje do pojawiania sie w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie właśnie przechodził obok, a widok ściskającej sie pary wywołał u niego zmieszanie, które z każdą sekundą zamieniało sie we wściekłość. Panowanie nad sobą w tej sytuacji sprawiało mu nie lada trudność. Czuł sie oszukany i zdradzony a wszystko to przez dwójkę jak dotąd najbliższych mu osób. Znowu. Był bezradny, nie miał najmniejszego wpływu na to, co działo sie na jego oczach. Mógłby tam podejść i okazać swoje niezadowolenie, albo lepiej, obojętność, ale nie zrobi tego. Wyjdzie na zewnątrz i ochłonie a potem zastanowi sie co dalej. Pomyślał.
Zazdrość przysłaniała mu oczy zwiększając z każdą chwilą irytację jaką odczuwał. Wtem oto jego przyjaciel, człowiek którego darzył szacunkiem i na którego zawsze mógł liczyć, za którego jeszcze niedawno wskoczyłby w ogień trzymał w objęciach największy skarb, jakiego pragnął Michael.
Czy ta przyjaźń również zakończy sie przez kobiete jak to we współczesnych bajkach bywa?

- Dobrze, już dosyć tych czułości. - Odparł Iker z uśmiechem, niechętnie, jakby wbrew sobie odsuwając sie od brunetki i dodatkowo wywracając przy tym oczami.
- Jesteś pewien, że mam z Tobą iść? -
- No pewnie, piękne kobiety zawsze przyciągają uwagę. -
- Oj, daj spokój. - Zaśmiała sie trącając go w ramię i obserwując jak Iker udaje, że go to boli. -

- Ładnie ze sobą wyglądają, nieprawdaż? - Carbonero rzuciła z sarkazmem prosto do ucha Michaela wykrzywiając twarz w bliżej nieokreślonym wyrazie. Oczywiście miała na myśli Ikera i Anastasię, którzy wymieniali po między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Sara doskonale wiedziała jaką reakcję wywoła u niego tymi słowami. Chciała jakoś pobudzić go do działania, bo wciąż miał a nadzieje, uda jej sie odzyskać Casillasa.
-Rzeczywiście. - Przytaknął Michael. - Z tobą u boku Iker nigdy nie wyglądał ładnie. - Niemiec nachylił sie nieznacznie w strone Carbonero i obdarzył ją jednym z najbardziej oszałamiających i chyba najbezczelniejszych uśmiechów jaki był w stanie zawitać na jego twarz. Przez dluższą chwile jego niebieskie oczy niczym rendgen prześwietlaly sylwetke hiszpanskiej dziennikarki. Zatrzymały sie na opalonej twarzy, ktora nie wyrażala w tym momencie żadnych uczuć. Może to i lepiej? Brunet szczerze nie znosił tego częstego wymuszonego grymasu na jej twarzy jaki określano mianem uśmiechu jeszcze bardziej niś jego włascicielki i wcale tego nie krył. Spomiedzy ust Carbonero pomalowanych szminką o kolorze krwistej czerwieni wydostał sie cichy może nawet odrobine kokieteryjny śmiech. Zwykły obserwator mogłby stwierdzić, że owy mężczyzna właśnie obdarzył dziennikarke komplementem, gdyby znał prawde bardzo by sie zdziwił. Tak to własnie jest w pilkarskim świecie. Jesli już cos w nim znaczysz musisz stwarzać pozory, panować nad emocjami aby nie dać wyprowadzić sie z równowagi i aby nie robić niepotrzebnego szumu bo to naprawde męczace. Co innego ze stwarzaniem sobie wrogów, z którymi jednak można sie zjednoczyc, kiedy ma sie wspólny cel.
- Twoja szczerość jest nawet zabawna. - Ciemnowlosa odrzekła po chwili sięgajac do kieszeni jego marynarki by umiescić tam swoją wizytowke z numerem telefonu. - Jestem pewna, że domyślasz sie o co mi chodzi, zadzwoń. -

cdn.




ogłoszenia paraaafiaaalne

one - kolejny rozdział TQPS zapewne pojawi się w marcu. zrekompensuje Wam to długością, mam nadzieję, że treścią także
two - przepraszam za zaległości na Waszych blogach. w najbliższym czasie z pewnością je nadrobię, ewentualnie skomentuję posty na tych blogach, na których jeszcze nie miałam okazji tego zrobić.
three - jeśli chodzi o blogi Sandra Wojtek i ja, More than friends i Nieostrożne słowa to zainteresowanym mogę zdradzić, że nowe posty pojawią się w niedalekiej przyszłości. ah, konkretna ja. ;)
four - zazwyczaj tego nie robię, jednak tym razem chciałabym polecić blogi
pierwsze-koty-za-ploty
odio-destructivo
mogles-miec-wszystko
naprawę warte przeczytania
five - dziękuję za wszystkie komentarze. wiecie, wedle zasady komentujesz=motywujesz
six - a nie wiem... dopiszcie sobie same. ;)

xoxo, K.

piątek, 17 stycznia 2014

Eleven - "Oo, Ramosiu, wyszedłeś za linię!"

Kiedy długowłosa brunetka ukierunkowana zestawem nowych obowiązków jakie dosłownie przed chwilą otrzymała od swojego szefa - trenera Mourinho z powrotem weszła do pomieszczenia, jakie śmiało można było by określić mianem jej biura, przystojny, ciemnowłosy mężczyzna już tam na nią czekał. Nie była ani odrobinę zaskoczona jego obecnością. Ostatnimi czasy coraz częściej się tam pojawiał i z całą pewnością z jej powodu. Cieszyło ją to niezmiernie, choć otwarcie sama przed sobą by się do tego nie przyznała. Gdyby dopuściłaby tą ewentualność do swojej świadomości równałoby się to z tym, że musiałaby wyjawić mu kilka znaczących faktów ze swojego życia, których jak sądziła mógłby nie zrozumieć. Dobrze wiedziała, że to co ukrywa zepsułoby relacje między nimi, a może tak tylko sobie wmawiała oddalając ten rzekomy koniec ich znajomości? W każdym razie od początku powinna być z nim szczera. Teraz każde kłamstwo pociąga za sobą lawinę kolejnych, która zapewne kiedyś ją zgubi. Zdawała sobie z tego sprawe, jednak uparcie wynawała, że gdyby Ballack dowiedział sie o wszystkim, pewnie przestałby się nią interesować jako kobietą a co gorsza mógłby stracić do niej zaufanie za to, że ośmieliła sie coś przed nim zataić. W głębi duszy nie chciała stracić przyjaciela. Cóż, w przypadku większości mężczyzn łatwo jest przewidzieć ich reakcję na określony bodziec czy nietypową sytuację, jednak w przypadku Michaela nic nie było takie pewne. Spędza z nim tyle czasu i jeszcze tego nie zauważyła? 
Niemiec siedział za biurkiem, na jej krześle jednak był obrócony w stronę okna, w które nieustannie sie wpatrywał, jakby za taflą szkła widział coś więcej niż tylko miejską infrastrukture, jakby miał wgląd w zupełnie inny świat. Dłonie, które dotąd trzymał na potylicy znalazły się teraz po obu stronach oparcia krzesła. Wyglądało to tak, jakby zamierzał wstać, jednak nie zrobił tego. Na widok Anastasii jego usta rozszerzyły się w uśmiechu uwidaczniając tym samym urocze dołeczki w policzkach, co znacznie go odmładzało. Od takiego widoku nie można było oderwać oczu. Szczególnie kobiecych oczu, które niczym gąbka wodę, chłonęły każdy szczegół. Michael nie robił tego świadomie, ale poprzez właśnie ten zniewalający uśmiech wprawiał w zakłopotanie nie tylko płeć piękną. 
- Może zrobie panu kawy? Tak ciężko pan dzisiaj pracuje... - Brunetka podjęła rozbawionym tonem po czym pokonała dzielącą ich odległość i usiadła na kolanach mężczyzny. Misza zupełnie automatycznie objął ją lewą ręką w biodrach a palcem prawej zaczął kreślił niezidentyfikowane wzory na jej udzie. Jeszcze bardziej poweselał pod wpływem jej słów. W rzeczywistości miał dzisiaj wolne, ale i tak przyszedł albowiem jak się ostatnio zorientował - dzień bez Anastasii był dniem straconym. Już zbyt wiele owych dni mu umknęło, dlatego też starał się spędzać z nią jak najwięcej czasu. Weyden była dla niego lekarstwem, lekarstwem na jego zbolałą duszę i złamane serce. Przy niej zapominał o swojej przeszłości, która nie dawała mu spokoju nawet tutaj. Niestety nie można uciec od problemów, albo udawać, że wcale ich nie ma. Każdej nocy przypominają o sobie. Bolesne wspomnienia wkradają się do snów tworząc tym samym koszmary równie straszne, jakimi było kiedyś ich życie. 
Michael uwielbiał ten szczery, beztroski śmiech Any. Kiedy go słyszał właściwie nic innego się nie liczyło. Uwielbiał nie tylko ją rozśmieszać, wprawiać w zakłopotanie, ale czasami również denerwować, chociażby tym, że zrobił coś kompletnie nierozsądnego. To jest takie wspaniałe uczucie, kiedy wiesz, że ktoś się o ciebie jednak martwi, komuś na tobie mimo wszystko zależy, nie skreśla cię przez twoje niezliczone wady, które oczywiście posiadasz - bo nie zapominajmy - jesteś tylko człowiekiem.
- Za kawę dziękuję, już piłem. - Jego lewy kącik ust uniósł sie nieznacznie ku górze tworząc tym samym zalążek zadziorego uśmiechu i zwiastując, że Ballack chciałby podjąć jakiś temat, ale nie bardzo wie jak. W miarę upływu czasu jego śmiałość zaczęła ustępować, jakby się bał, że może właśnie tym Anę do siebie zrazić. - A propo pracy... a właściwie odpoczynku od pracy to... co robisz w weekend? - Misza nie dał jej nawet odpowiedzieć, jak gdyby od razu przechodząc do sedna sprawy. Podchody to raczej nie była jego działka. - Chciałbym kupić domek w pobliżu plaży. Bardzo zależałoby mi na tym, żebyś go ze mną obejrzała i powiedziała co o nim sądzisz. - Podjął chwyciwszy jej drobną dłoń w swoje. Jednocześnie z uwagą przyglądał się jej reakcji.
Znając Ballacka i jego dochody, to nie miał być jakiś tam znowu mały domek, a okazała villa z cudownymi widokami na prywatną plażę. Cholera, ktoś, kto powiedział, że pieniądze szczęścia nie dają chyba nigdy ich nie miał. Dobrze, może nie są najważniejsze, jednak ułatwiają życie i pozwalają na różne szaleństwa. 
- Naprawdę bardzo bym chciała... -
- Ale co? - Wtrącił sie Ballack nie dając tym samym szansy kobiecie na dokończenie jej wypowiedzi. Przez chwilę nawet pomyślał, że po prostu chce sie wymigać od jego towarzystwa. Może ma go już dość?
Nic takiego jednak nie miało miejsca.
- Muszę pomóc Ashley. - Westchnęła cicho. - Ostatnio zbyt często zaniedbuję obowiązki domowe. Wszystko jest na jej głowie. - Przerwała na chwilę. - Poza tym, mam wizytę u lekarza. -
Ballack miał w tym momencie wrażenie, jakby ktoś dźgnął go czymś ostrym w ramię przez co znacznie sie ożywił. Nie wiedział co ma powiedzieć, choć bardzo chciał. Ana widząc jego zaniepokojoną minę szybko go uspokoiła.
- To tylko rutynowe badania. - Uśmiechnęła sie nieznacznie. Czy pominięcie kilku istotnych szczegółów to również kłamstwo?
- Najchętniej sam bym cię zbadał. - No proszę, stary dobry Ballack szybko powrócił. Zamruczał jej do ucha. - Ojciec zawsze mi powtarzał, żebym poszedł na medycynę a nie ganiał za piłką. -
- No widzisz, może faktycznie powinieneś sie przekwalifikować? - Odpowiedziała mu również szeptem zanurzając palce w gęstwienie jego krótkich, czarnych włosów. Odgarnęła grzywkę do góry i chwilę mu się przyglądała. Tak wyglądał jeszcze przystojniej. 
- To wcale nie jest taki zły pomysł, wiesz? - Poruszył brwiami po czym zbliżył swoją twarz do jej twarzy tak, że niemal stykali się nosami.

- O ho hoh! - Zaświergotał Pepe niespodziewanie zatrzymując się w drzwiach co spowodowało, że reszta Królewskich wylądowała mu na plecach, o mało co go nie przewracając. Kepler spuścił wzrok, jakby wcale nie zauważył Any i Michaela a to jego zaskoczenie było wywołane czymś innym. - Znaczy, o ho hoh, ale sobie t-shirt ubrudziłem! - Aby potwierdzić autentyczność swych słów chwycił rąbek koszulki i począł wpatrywać sie w nieistniejącą plame. 
- Co jest? - Zza pleców Pepe wychylił sie Varane, który najwyraźniej nie czekając na odpowiedź chciał zajrzeć do środka i samemu wybadać sytuacje, jednak przeszkodziła mu w tym dłoń Ramosa, która zasłoniła mu oczy. 
- Cokolwiek by sie tam działo nie patrz, za młody jesteś. - Rzucił Sergio całkiem poważnie jak gdyby francuski obrońca miał zaledwie siedem lat.
Ronaldo, który przedtem był szalenie pochłonięty oglądaniem swoich wypielęgnowanych paznokci, przez co człapał powoli i nawet nie zauważył tej małej kolizji do jakiej doszło w drzwiach gabinetu, dopiero teraz zarył facjatą w plecy Özila, który swoją osobą kończył korowód tychże piłkarskich sław.
- Jaja sobie robicie?! Za pół godziny mam spotkanie ze stylistą! - Pożalił się i aby potwierdzić swoje słowa, a także wzbudzić w nich choć odrobinę wyrzutów sumienia wskazał wymownie na swój nowiuśki, złoty zegarek. Postukał w jego tarczę by za sekundę wypolerować szkiełko zegarka skrawkiem koszuli Ramosa. 
- O włosy było sobie potrzeć, przynajmniej by blasku nabrał. - Ryknął rozzłoszczony obrońca, który już od jakiegoś czasu pozostawał w otwartym konflikcie z portugalską gwiazdą. Cris udał, że tego nie usłyszał.
- Özilku, bądź tak miły i przekaz temu komuś, że taka osobistość jak ja z pewnością nie będzie zwracać uwagi na jąkanie tego ulizanego pedała. To mogłoby zaszkodzić mojemu wizerunkowi, gdyby zupełnie przypadkiem moja pięść wylądowała na tym hiszpańskim ryju, który powinni pokazywać tylko po dwudziestej drugiej. -
Mesut spojrzał na Crisa a jego usta tworzyły coś na kształt litery 'o'. Był nieco zaskoczony, ale to nie to stanowiło jego problem w tym momencie.
- Ej Cris, a mógłbyś jednak powtórzyć? No bo.. kurwa nie bardzo zapamiętałem. -
Na twarzy Varane  zawitał tak zwany 'facepalm'.
- On miał na myśli.. znaczy no, jedno słowo, dziesięć liter... no i jakby sto znaczeń. -
- Ja sie w żadne krzyżówki bawił nie bede! - Oburzył sie Mesut a Raphael pokręcił głową z niedowierzaniem szepcząc pod nosem 'z kim ja pracuje'.
- Poza tym Ramos jest za głupi aby to zrozumieć. - Skwitował Ronaldo, który oczywiście wiedział, że jego wcześniejszy monolog dotarł do odpowiednego odbiorcy, po czym z gracją urugwajskiej baletnicy zaczął sie przepychać do środka aby w końcu zrealizować to, po co tu przyszedł.
Nieco zawstydzona Anastasia, która czuła sie teraz niemalże jak dziecko przyłapane na gorącym uczynku zsunęła sie z kolan Michaela i podała Portugalczykowi kilka kartek, które miał podpisać. 
- Też sobie moment wybrali. - Fuknął Ballack kiedy dotarło do niego, że tak szybko nie pozbędzie sie kilku członków ekipy Królewskich, którzy czuli sie tutaj niemal jak u siebie. Najbardziej było to widać po Özilu, który smacznie pochrapywał na sofie aż wszystko się trzęsło. Pepe natomiast usiłował podkraść mu z kieszeni bilet na jakąś premierę, na której tak strasznie mu zależało. Prośbami i błaganiami nic nie wskórał dlatego musiał uciec sie do ostateczności, no bo dlaczego Mesut miał iść z Mandy skoro może z nim? Panna Capristo może tego nie docenić.
- Przykro mi Cris, ale nie byliśmy przygotowani na twoje przybycie. - Podjął Michael odsuwając od Portugalczyka kartki, które tamten lustrował spojrzeniem jednocześnie wyciągając dłoń po coś do pisania.
- Brak czerwonego dywanu i blasku fleszy wam podaruję. - Machnął ręką jakby od niechcenia. - Poza tym jakiś taki nieuczesany dzisiaj jestem. - Dodał.
- Ballackowi chyba chodziło o to, że nie mają na stanie żelowych długopisów. - Wyjaśnił Sergio z satysfakcją po czym przybił tak zwaną 'piątkę' z Niemcem.
- Ktoś chyba znowu spuszcza wode w kiblu bo tak bełkocze. -Wysyczał niemal przez zaciśnięte zęby Ronaldo, jednocześnie powtarzając w myślach jakże zmyślną frazę 'złość piękności szkodzi'.
- Że z dedykacją dla kogo? - Spytał ledwie żywy z wyczerpania, obudzony przez młodego Varane Mesut chwytając podawany mu długopis.
- Dla prezesa klubu. Możesz też dorysować kilka serduszek, może nawet dostaniesz podwyżkę. - Anastasia starała się to powiedzieć ze śmiertelną powagą i prawie jej sie to udało. Prawie, bo jej roześmiane, brązowe oczy, w które wpatrywał się Michael wszystko zdradzały. 
- Najpierw musiałby ktoś rozszyfrować te tureckie bazgroły. - Mruknął pod nosem Pepe, który pewnego razu poprosił Özila o sporządzenie listy zakupów na impreze, którą razem organizowali.
- To nie autograf, ciole! To poważna sprawa jest, no nie pamiętasz po co tu przylazłeś? - Wtrącił sie wreszcie Ramos, który prawie pobił swój rekord nieodzywania sie, trwający nie całą minutę. Aktualnie stoper Realu był pochłonięty starannym kaligrafowaniem swojego imienia i nazwiska we wskazanym miejscu, przez co podpisywał się 3,5 raza wolniej niż jego towarzysze.
- Oo, Ramosiu, wyszedłeś za linię! - Zakpił CR7 po tym jak zmierzając do wyjścia, oczywiście niechcący trącił krzesło na którym siedziała madrycka czwórka. Ramos tylko zaklął pod nosem. Może nie w tej chwili, ale się zemści.  

____________________________________

cóż mogę powiedzieć? 
ten rozdział nie do końca jest taki, jaki miał być. najchętniej wcale bym go nie dodawała, ale bez niego nie będę mogła opublikować kolejnych więc... ah, nieważne zresztą. obiecuję, że następne jakościowo będą lepsze i z pewnością będą pojawiać się częściej, albowiem zamierzam doprowadzić do końca tego bloga. 

Złota Piłka dla CR7, wreszcie. nie wiem czemu, ale jakoś szalenie bawi mnie to zdjęcie. 

nie mogę się też uwolnić od tej piosenki. czy Wy także macie wrażenie, że linia melodyczna i nawet to ohooo oh zostały jakby trochę zerżnięte od Juliet - Lawson? Shak momentami wyje, ale za to głos Riri tutaj jest cudowny, tak samo jak w Man down.