piątek, 17 stycznia 2014

Eleven - "Oo, Ramosiu, wyszedłeś za linię!"

Kiedy długowłosa brunetka ukierunkowana zestawem nowych obowiązków jakie dosłownie przed chwilą otrzymała od swojego szefa - trenera Mourinho z powrotem weszła do pomieszczenia, jakie śmiało można było by określić mianem jej biura, przystojny, ciemnowłosy mężczyzna już tam na nią czekał. Nie była ani odrobinę zaskoczona jego obecnością. Ostatnimi czasy coraz częściej się tam pojawiał i z całą pewnością z jej powodu. Cieszyło ją to niezmiernie, choć otwarcie sama przed sobą by się do tego nie przyznała. Gdyby dopuściłaby tą ewentualność do swojej świadomości równałoby się to z tym, że musiałaby wyjawić mu kilka znaczących faktów ze swojego życia, których jak sądziła mógłby nie zrozumieć. Dobrze wiedziała, że to co ukrywa zepsułoby relacje między nimi, a może tak tylko sobie wmawiała oddalając ten rzekomy koniec ich znajomości? W każdym razie od początku powinna być z nim szczera. Teraz każde kłamstwo pociąga za sobą lawinę kolejnych, która zapewne kiedyś ją zgubi. Zdawała sobie z tego sprawe, jednak uparcie wynawała, że gdyby Ballack dowiedział sie o wszystkim, pewnie przestałby się nią interesować jako kobietą a co gorsza mógłby stracić do niej zaufanie za to, że ośmieliła sie coś przed nim zataić. W głębi duszy nie chciała stracić przyjaciela. Cóż, w przypadku większości mężczyzn łatwo jest przewidzieć ich reakcję na określony bodziec czy nietypową sytuację, jednak w przypadku Michaela nic nie było takie pewne. Spędza z nim tyle czasu i jeszcze tego nie zauważyła? 
Niemiec siedział za biurkiem, na jej krześle jednak był obrócony w stronę okna, w które nieustannie sie wpatrywał, jakby za taflą szkła widział coś więcej niż tylko miejską infrastrukture, jakby miał wgląd w zupełnie inny świat. Dłonie, które dotąd trzymał na potylicy znalazły się teraz po obu stronach oparcia krzesła. Wyglądało to tak, jakby zamierzał wstać, jednak nie zrobił tego. Na widok Anastasii jego usta rozszerzyły się w uśmiechu uwidaczniając tym samym urocze dołeczki w policzkach, co znacznie go odmładzało. Od takiego widoku nie można było oderwać oczu. Szczególnie kobiecych oczu, które niczym gąbka wodę, chłonęły każdy szczegół. Michael nie robił tego świadomie, ale poprzez właśnie ten zniewalający uśmiech wprawiał w zakłopotanie nie tylko płeć piękną. 
- Może zrobie panu kawy? Tak ciężko pan dzisiaj pracuje... - Brunetka podjęła rozbawionym tonem po czym pokonała dzielącą ich odległość i usiadła na kolanach mężczyzny. Misza zupełnie automatycznie objął ją lewą ręką w biodrach a palcem prawej zaczął kreślił niezidentyfikowane wzory na jej udzie. Jeszcze bardziej poweselał pod wpływem jej słów. W rzeczywistości miał dzisiaj wolne, ale i tak przyszedł albowiem jak się ostatnio zorientował - dzień bez Anastasii był dniem straconym. Już zbyt wiele owych dni mu umknęło, dlatego też starał się spędzać z nią jak najwięcej czasu. Weyden była dla niego lekarstwem, lekarstwem na jego zbolałą duszę i złamane serce. Przy niej zapominał o swojej przeszłości, która nie dawała mu spokoju nawet tutaj. Niestety nie można uciec od problemów, albo udawać, że wcale ich nie ma. Każdej nocy przypominają o sobie. Bolesne wspomnienia wkradają się do snów tworząc tym samym koszmary równie straszne, jakimi było kiedyś ich życie. 
Michael uwielbiał ten szczery, beztroski śmiech Any. Kiedy go słyszał właściwie nic innego się nie liczyło. Uwielbiał nie tylko ją rozśmieszać, wprawiać w zakłopotanie, ale czasami również denerwować, chociażby tym, że zrobił coś kompletnie nierozsądnego. To jest takie wspaniałe uczucie, kiedy wiesz, że ktoś się o ciebie jednak martwi, komuś na tobie mimo wszystko zależy, nie skreśla cię przez twoje niezliczone wady, które oczywiście posiadasz - bo nie zapominajmy - jesteś tylko człowiekiem.
- Za kawę dziękuję, już piłem. - Jego lewy kącik ust uniósł sie nieznacznie ku górze tworząc tym samym zalążek zadziorego uśmiechu i zwiastując, że Ballack chciałby podjąć jakiś temat, ale nie bardzo wie jak. W miarę upływu czasu jego śmiałość zaczęła ustępować, jakby się bał, że może właśnie tym Anę do siebie zrazić. - A propo pracy... a właściwie odpoczynku od pracy to... co robisz w weekend? - Misza nie dał jej nawet odpowiedzieć, jak gdyby od razu przechodząc do sedna sprawy. Podchody to raczej nie była jego działka. - Chciałbym kupić domek w pobliżu plaży. Bardzo zależałoby mi na tym, żebyś go ze mną obejrzała i powiedziała co o nim sądzisz. - Podjął chwyciwszy jej drobną dłoń w swoje. Jednocześnie z uwagą przyglądał się jej reakcji.
Znając Ballacka i jego dochody, to nie miał być jakiś tam znowu mały domek, a okazała villa z cudownymi widokami na prywatną plażę. Cholera, ktoś, kto powiedział, że pieniądze szczęścia nie dają chyba nigdy ich nie miał. Dobrze, może nie są najważniejsze, jednak ułatwiają życie i pozwalają na różne szaleństwa. 
- Naprawdę bardzo bym chciała... -
- Ale co? - Wtrącił sie Ballack nie dając tym samym szansy kobiecie na dokończenie jej wypowiedzi. Przez chwilę nawet pomyślał, że po prostu chce sie wymigać od jego towarzystwa. Może ma go już dość?
Nic takiego jednak nie miało miejsca.
- Muszę pomóc Ashley. - Westchnęła cicho. - Ostatnio zbyt często zaniedbuję obowiązki domowe. Wszystko jest na jej głowie. - Przerwała na chwilę. - Poza tym, mam wizytę u lekarza. -
Ballack miał w tym momencie wrażenie, jakby ktoś dźgnął go czymś ostrym w ramię przez co znacznie sie ożywił. Nie wiedział co ma powiedzieć, choć bardzo chciał. Ana widząc jego zaniepokojoną minę szybko go uspokoiła.
- To tylko rutynowe badania. - Uśmiechnęła sie nieznacznie. Czy pominięcie kilku istotnych szczegółów to również kłamstwo?
- Najchętniej sam bym cię zbadał. - No proszę, stary dobry Ballack szybko powrócił. Zamruczał jej do ucha. - Ojciec zawsze mi powtarzał, żebym poszedł na medycynę a nie ganiał za piłką. -
- No widzisz, może faktycznie powinieneś sie przekwalifikować? - Odpowiedziała mu również szeptem zanurzając palce w gęstwienie jego krótkich, czarnych włosów. Odgarnęła grzywkę do góry i chwilę mu się przyglądała. Tak wyglądał jeszcze przystojniej. 
- To wcale nie jest taki zły pomysł, wiesz? - Poruszył brwiami po czym zbliżył swoją twarz do jej twarzy tak, że niemal stykali się nosami.

- O ho hoh! - Zaświergotał Pepe niespodziewanie zatrzymując się w drzwiach co spowodowało, że reszta Królewskich wylądowała mu na plecach, o mało co go nie przewracając. Kepler spuścił wzrok, jakby wcale nie zauważył Any i Michaela a to jego zaskoczenie było wywołane czymś innym. - Znaczy, o ho hoh, ale sobie t-shirt ubrudziłem! - Aby potwierdzić autentyczność swych słów chwycił rąbek koszulki i począł wpatrywać sie w nieistniejącą plame. 
- Co jest? - Zza pleców Pepe wychylił sie Varane, który najwyraźniej nie czekając na odpowiedź chciał zajrzeć do środka i samemu wybadać sytuacje, jednak przeszkodziła mu w tym dłoń Ramosa, która zasłoniła mu oczy. 
- Cokolwiek by sie tam działo nie patrz, za młody jesteś. - Rzucił Sergio całkiem poważnie jak gdyby francuski obrońca miał zaledwie siedem lat.
Ronaldo, który przedtem był szalenie pochłonięty oglądaniem swoich wypielęgnowanych paznokci, przez co człapał powoli i nawet nie zauważył tej małej kolizji do jakiej doszło w drzwiach gabinetu, dopiero teraz zarył facjatą w plecy Özila, który swoją osobą kończył korowód tychże piłkarskich sław.
- Jaja sobie robicie?! Za pół godziny mam spotkanie ze stylistą! - Pożalił się i aby potwierdzić swoje słowa, a także wzbudzić w nich choć odrobinę wyrzutów sumienia wskazał wymownie na swój nowiuśki, złoty zegarek. Postukał w jego tarczę by za sekundę wypolerować szkiełko zegarka skrawkiem koszuli Ramosa. 
- O włosy było sobie potrzeć, przynajmniej by blasku nabrał. - Ryknął rozzłoszczony obrońca, który już od jakiegoś czasu pozostawał w otwartym konflikcie z portugalską gwiazdą. Cris udał, że tego nie usłyszał.
- Özilku, bądź tak miły i przekaz temu komuś, że taka osobistość jak ja z pewnością nie będzie zwracać uwagi na jąkanie tego ulizanego pedała. To mogłoby zaszkodzić mojemu wizerunkowi, gdyby zupełnie przypadkiem moja pięść wylądowała na tym hiszpańskim ryju, który powinni pokazywać tylko po dwudziestej drugiej. -
Mesut spojrzał na Crisa a jego usta tworzyły coś na kształt litery 'o'. Był nieco zaskoczony, ale to nie to stanowiło jego problem w tym momencie.
- Ej Cris, a mógłbyś jednak powtórzyć? No bo.. kurwa nie bardzo zapamiętałem. -
Na twarzy Varane  zawitał tak zwany 'facepalm'.
- On miał na myśli.. znaczy no, jedno słowo, dziesięć liter... no i jakby sto znaczeń. -
- Ja sie w żadne krzyżówki bawił nie bede! - Oburzył sie Mesut a Raphael pokręcił głową z niedowierzaniem szepcząc pod nosem 'z kim ja pracuje'.
- Poza tym Ramos jest za głupi aby to zrozumieć. - Skwitował Ronaldo, który oczywiście wiedział, że jego wcześniejszy monolog dotarł do odpowiednego odbiorcy, po czym z gracją urugwajskiej baletnicy zaczął sie przepychać do środka aby w końcu zrealizować to, po co tu przyszedł.
Nieco zawstydzona Anastasia, która czuła sie teraz niemalże jak dziecko przyłapane na gorącym uczynku zsunęła sie z kolan Michaela i podała Portugalczykowi kilka kartek, które miał podpisać. 
- Też sobie moment wybrali. - Fuknął Ballack kiedy dotarło do niego, że tak szybko nie pozbędzie sie kilku członków ekipy Królewskich, którzy czuli sie tutaj niemal jak u siebie. Najbardziej było to widać po Özilu, który smacznie pochrapywał na sofie aż wszystko się trzęsło. Pepe natomiast usiłował podkraść mu z kieszeni bilet na jakąś premierę, na której tak strasznie mu zależało. Prośbami i błaganiami nic nie wskórał dlatego musiał uciec sie do ostateczności, no bo dlaczego Mesut miał iść z Mandy skoro może z nim? Panna Capristo może tego nie docenić.
- Przykro mi Cris, ale nie byliśmy przygotowani na twoje przybycie. - Podjął Michael odsuwając od Portugalczyka kartki, które tamten lustrował spojrzeniem jednocześnie wyciągając dłoń po coś do pisania.
- Brak czerwonego dywanu i blasku fleszy wam podaruję. - Machnął ręką jakby od niechcenia. - Poza tym jakiś taki nieuczesany dzisiaj jestem. - Dodał.
- Ballackowi chyba chodziło o to, że nie mają na stanie żelowych długopisów. - Wyjaśnił Sergio z satysfakcją po czym przybił tak zwaną 'piątkę' z Niemcem.
- Ktoś chyba znowu spuszcza wode w kiblu bo tak bełkocze. -Wysyczał niemal przez zaciśnięte zęby Ronaldo, jednocześnie powtarzając w myślach jakże zmyślną frazę 'złość piękności szkodzi'.
- Że z dedykacją dla kogo? - Spytał ledwie żywy z wyczerpania, obudzony przez młodego Varane Mesut chwytając podawany mu długopis.
- Dla prezesa klubu. Możesz też dorysować kilka serduszek, może nawet dostaniesz podwyżkę. - Anastasia starała się to powiedzieć ze śmiertelną powagą i prawie jej sie to udało. Prawie, bo jej roześmiane, brązowe oczy, w które wpatrywał się Michael wszystko zdradzały. 
- Najpierw musiałby ktoś rozszyfrować te tureckie bazgroły. - Mruknął pod nosem Pepe, który pewnego razu poprosił Özila o sporządzenie listy zakupów na impreze, którą razem organizowali.
- To nie autograf, ciole! To poważna sprawa jest, no nie pamiętasz po co tu przylazłeś? - Wtrącił sie wreszcie Ramos, który prawie pobił swój rekord nieodzywania sie, trwający nie całą minutę. Aktualnie stoper Realu był pochłonięty starannym kaligrafowaniem swojego imienia i nazwiska we wskazanym miejscu, przez co podpisywał się 3,5 raza wolniej niż jego towarzysze.
- Oo, Ramosiu, wyszedłeś za linię! - Zakpił CR7 po tym jak zmierzając do wyjścia, oczywiście niechcący trącił krzesło na którym siedziała madrycka czwórka. Ramos tylko zaklął pod nosem. Może nie w tej chwili, ale się zemści.  

____________________________________

cóż mogę powiedzieć? 
ten rozdział nie do końca jest taki, jaki miał być. najchętniej wcale bym go nie dodawała, ale bez niego nie będę mogła opublikować kolejnych więc... ah, nieważne zresztą. obiecuję, że następne jakościowo będą lepsze i z pewnością będą pojawiać się częściej, albowiem zamierzam doprowadzić do końca tego bloga. 

Złota Piłka dla CR7, wreszcie. nie wiem czemu, ale jakoś szalenie bawi mnie to zdjęcie. 

nie mogę się też uwolnić od tej piosenki. czy Wy także macie wrażenie, że linia melodyczna i nawet to ohooo oh zostały jakby trochę zerżnięte od Juliet - Lawson? Shak momentami wyje, ale za to głos Riri tutaj jest cudowny, tak samo jak w Man down.