wtorek, 26 maja 2015

Fourteen ♦ Koniec pierwszej serii.

Mesut Özil, jeden z kluczowych zawodników Realu; tryskający energią i entuzjazmem w każdej możliwej sytuacji, sypiący żartami jak z rękawa piłkarz, którego codzienną misją było szerzenie chaosu i destrukcji oraz werbalne dręczenie swoich kolegów, już od dłuższego czasu siedział na ławeczce w szatni pochylony do przodu, niemalże w bezruchu skrywając swoją opaloną twarz w dłoniach. Reszta Królewskich przebierając się po skończonym kilkanaście minut temu treningu podszeptywała między sobą o nieco dziwnym, dzisiejszym zachowaniu kolegi.
- Coś musiało sie stać. - Rzekł cicho wyraźnie zaniepokojony Ronaldo. Zazwyczaj to on najbardziej narzekał na wrodzoną gadatliwość Niemca, który zasypywał go gradem pytań i niepotrzebnych informacji. Z resztą nie od dziś było wiadomo iż Özila śmiało można było porównać do sklepu monopolowego. Zazwyczaj buzia nie zamyka mu sie przez dwadzieścia cztery godziny na dobe, przez co często doprowadza także i resztę drużyny do szału.
- Dajcie spokój, pewnie znowu najadł się cukierków z alkoholem i teraz dochodzi do siebie... - Kepler mówiąc to rozłożył tylko bezradnie ręce, a temu gestowi towarzyszyła jakże wiele mówiąca mina w stylu "no cóż, zdarza sie."
- Zróbże coś wreszcie! - Uniósł się Cristiano po czym zdzielił Ramosa ręcznikiem i powstrzymał nawet mięśnie swojej jakże idealej twarzy, aby nie wykrzywiły sie w triumfalnym uśmiechu, kiedy spomiędzy ust Sergio wydobyło sie "auuu."
- Uważaj! Bo zaraz twoje włosy zatęsknią za żelem jaki nosiły! - Zdenerwował się Ramos i w ostatniej chwili podrapał sie po głowie, gdyż wcześniej zamierzał sie zamachnąć na madrycką siódemkę i samemu wymierzyć sprawiedliwość.
- Nie wyprowadzi mnie z równowagi byle jaki nażelowany piłkarzyna! - Odszczeknął się, zapiął ostatni guzik kremowej koszuli i dumnie uniósł głowę nawet nie racząc zaszczycić spojrzeniem wcześniej wspomnianego osobnika płci męskiej.
Nagle drzwi otworzyły sie z hukiem a w nich pojawił sie nie kto inny, jak zziajany Karim Benzema, który najwyraźniej właśnie chwile temu skończył biegać karne kółka za ponowne spóźnienie sie na trening.
- Takie bieganie to już nie na moje lata. -  Stwierdził resztkami sił opadając na ławkę i bardzo powoli zmierzył całą szatnię uważnym spojrzeniem.
- O, Mesut! - Zawołał uradowany, jednak nie otrzymał odpowiedzi. Niemiec nawet sie nie poruszył.
- Chyba zemdlał..., o lepiej nie żyje! - Za moment podzielił sie  swoimi przypuszczeniami Karim, ale Casillas zamierzał wyprowadzić go z błędu.
- Nie jest martwy... - W każdym razie Benz znacznie sie ożywił i wszedł mu w słowo.
- Sprawdziliście? Moge go kopnąć jeśli chcecie! - Zaoferował sie życzliwie jednak nikt nie zechciał skorzystać z owej propozycji.
Ramos natomiast podkradł sie do Mesuta po czym nachylił sie nad nim w milczeniu.
- Chcęę pićć twojąą kreww! - Wysyczał z akcentem prosto z filmów o Draculi, jednak jemu samemu z tą kasztanową, wiecznie pogrążoną w artystycznym nieładzie czupryną i bladą ze zmęczenia cerą, po kolejnej zakrapianej alkoholem nocy, bliżej mu było do niejakiego Edwarda Cullena. Özil znowu nie zareagował. Najwyraźniej przeszedł z etapu łagodnego lekceważenia do otwartego olewania, co niekoniecznie sie wszystkim podobało. Serio niezadowolony z faktu iż nikt nie docenia jego przewspaniałej gry aktorskiej wydał z siebie nieartykułowany jęk rozpaczy, lecz po chwili sie opamiętał. Zależało mu na rozweseleniu kolegi, Ronaldo z tymi swoimi sugestiami mógł sie wypchać. Grymas na wiecznie uśmiechniętej twarzy Mesuta podczas treningu wyglądał nieco dziwnie.
- Özilku, czy wszystko dobrze? - Zapytał troskliwym głosem Kepler, kładąc dłoń na ramieniu Niemca.
- A dajcie wy mi wszyscy święty spokój! - Nie wytrzymał już dłużej Mesut i podniósł sie z miejsca jednocześnie chwytając śnieżnobiały ręcznik a także przewieszając go sobie przez ramie. Ronaldo najwyraźniej chciał coś jeszcze powiedzieć, ale widząc mine przyjaciela szybko zrezygnował.
- Bo inaczej wyjde do sklepu po papierosy i wróce za dziesięć lat! - Dokończył.
- Ale przecież ty nie palisz. - Zauważył Kepler.
- Ah tak, to ja mówie, że moge wrócić za dziesięć lat a ty bardziej przejmujesz sie tym, że nie pale? - Zapytał i wychodząc trzasnął drzwiami pozostawiając Królewskich w totalnym osłupieniu. Za moment jednak wrócił gdyż z tego wszystkiego pomylił drzwi prowadzące na korytarz, z tymi od łazienki.

• • • • • 

- Nie przywitasz się ze mną? - Zapytał Michael, kiedy brunetka już przestąpiła próg jego mieszkania, a na jego nieziemsko przystojnym, opalonym obliczu zawitał ten jego charakterystyczny, tak przykuwający uwagę płci żeńskiej, uśmiech.
- Nie było cie przez dwa tygodnie. Nie dałeś znaku życia, nie powiedziałeś gdzie jedziesz, kiedy wracasz... - Wyliczała chłodno Anastasia nieustannie wpatrując się w błyszczące, cudownie niebieskie tęczówki mężczyzny, w których widziała swoje własne odbicie. Ballack natomiast miał doskonały pogląd na zawiedzony wyraz twarzy kobiety, którą darzył wielkim uczuciem. I to nie tak, że nie zrobił on na nim wrażenia, jednak co mógł zrobić?

- Myślałam, że jestem dla Ciebie kimś wyjątkowym... - Podjęła, ale już nieco ciszej, tym razem unikając kontaktu wzrokowego. Było jej przykro, ponieważ Michael ponownie zaczął budować między nimi mur, zamiast do reszty pozwolić jej go zburzyć. Niejednokrotnie czuła, że jest bliski wyjawienia jej prawdy, ale zawsze w ostatniej chwili sie wycofywał. Wiedziała, że nie powinna go oceniać. Sama miała tendencje do podobnego zachowania, albowiem obawiała sie jego reakcji.
- Jesteś.. - Potwierdził Ballack. Chwycił jej twarz w dłonie a następnie pogładził kciukiem jej blady policzek. Nachylił sie nad nią i złożył na jej lekko zaróżowionych wargach delikatny niczym muśnięcie piórka pocałunek. Nie dając kobiecie szansy na jego odwzajemnienie, oparł swój podbródek na jej głowie i zamknął ją w swoich silnych ramionach, jakby chciał zakomunikować całemu światu, że owa cudowna kobieta należy tylko do niego i nie pozwoli na to, aby ktokolwiek zrobił jej krzywdę. Anastasiaa przymknęła na moment powieki. Wsłuchana w równomierne bicie jego serca pomyślała, że mogłaby spędzić w jego ramionach całą wieczność. Czuła sie w nich bezpiecznie, a wszystkie jej problemy znikały wtedy tak nagle jak poranna rosa.
- Martwiłam sie o ciebie. - Szepnęła cicho, jakby tym samym usprawiedliwiając swoje wcześniejsze zachowanie.
- Zupełnie niepotrzebnie. - Odparł spoglądając prosto w jej duże, brązowe oczy  i odgarniając za ucho zbłąkany kosmyk jej długich, lekko kręconych czarnych włosów.
- Nie masz nawet pojęcia, jak bardzo tęskniłem. - Stwierdził najzupełniej szczerze tuląc ją do siebie jeszcze mocniej. Ona natomiast po chwili odsunęła sie od niego nieznacznie, koncentrując swoje spojrzenie na jego cudownych oczach, które niekiedy pochłaniały ją bez reszty.
- To mi to pokaż. Pokaż mi jak bardzo tęskniłeś. - Powiedziała zdecydowanie.
Michael chwycił delikatnie jej drobną dłoń i ucałował, a potem położył ją sobie na piersi. - Z każdym biciem serca coraz mocniej. - Odparł szczerze czemu towarzyszył delikatny uśmiech i te charakterystyczne dołeczki w policzkach, które tylko dodawały mu uroku. W jego oczach widać było zachwyt, patrzył na nie tylko piękną, ale i mądrą kobietę, która stała sie dla niego kimś niewyobrażalnie bliskim. Nie dopuszczał do swojej świadomości myśli, że kiedyś mogłoby jej zabraknąć.
I tak przypatrywali sie sobie przez chwile, mając wrażenie, że czas na moment się dla nich zatrzymał.  Anastasia zdała sobie sprawę, że dotykanie go było jak uświadomienie sobie, że wszystko czego kiedykolwiek pragnęła, jest tuż przed nią. I kiedy ponownie ją objął, przez chwilę, która wydawała jej się wiecznością, odniosła wrażenie, że ma wszystko. Wspięła sie na czubki palców, by móc obdarzyć go czułym pocałunkiem, który z każdą chwilą znacznie sie pogłębiał i stawał coraz zachłanniejszy. Brunet chwycił kobietę bez problemu, zupełnie jakby ważyła tyle co piórko, i posadził na stole. Muskał wargami jej szyję i dekolt, wsłuchując sie jednocześnie w ciche pomruki zadowolenia jakie wydobywały sie spomiędzy jej nabrzmiałych od pocałunków, zaróżowionych ust, których smak tak uwielbiał. Napawał sie jej zapachem, zdecydowanie błądził dłońmi po jej seksownym ciele, w czasie kiedy ona całkowicie sie mu poddała. Jego bliskość sprawiała jej ogromną przyjemność. Nigdy nie sądziła, że jeszcze kiedyś poczuje sie tak w ramionach mężczyzny. Kiedy naparł na nią całym swoim ciałem na moment wstrzymała oddech. Pogładziła dłońmi jego plecy, a potem przesunęła je niżej, na jego pośladki. Wsunęła dłonie w tylne kieszenie jego jeansów i lekko je zacisnęła, na co spomiędzy warg mężczyzny wydobyło sie ciche westchnienie.
- Szukasz drobnych? -
Zapytał z udawaną powagą a jego usta momentalnie rozszerzyły sie w uśmiechu uwidaczniając tym samym dwa rzędy śnieżnobiałych zębów.
- Tylko w kieszeniach niegrzecznych chłopców. - Oznajmiała zaczepnie, równie intensywnie mu sie przyglądając.
I nagle czar prysł, albowiem dźwięk ich nierównomiernych oddechów zakłócił sygnał telefonu.
- Nie odbieraj. - Poprosiła cichutko Ana, ale Michael niechętnie sie od niej odsunął. Oczywiście, najchętniej wyrzuciłby komórke przez okno, ale nie mógł tego zrobić.
- Musze. - Odparł krótko, po czym nie zastanawiając sie długo, odebrał. Niezbyt ukontentowana Anastasia, uważnie przysłuchiwała sie rozmowie, aczkolwiek niewiele zrozumiała, ponieważ mężczyzna rozmawiał z kimś w swoim ojczystym języku. Przynajmniej tak podejrzewała biorąc pod uwage to jego dziwne bełkotanie, które wydawało jej sie nawet odrobine zabawne. Misza odkręcił sie do niej plecami, ale zanim to zrobił dostrzegła w jego szafirowych oczach wściekłość. Był bliski furii a kobieta wyraźnie sie zaniepokoiła. Cichutko pokonała odległość kilku kroków jaka ich dzieliła, po czym objęła go od tyłu i przytuliła głowę do jego pleców. Właściwie nie zastanawiała sie nad tym co robi i jakie to może pociągnąc za sobą skutki. Pod wpływem jej dotyku, ciało Michaela rozluźniło się, ale ton głosu pozostał chłodny i formalny do czasu aż zakończył on chyba nie do końca przyjemną rozmowę. Kim był ten ktoś po drugiej stronie słuchawki?
Zastanawiała sie Ana, jednak gdy mężczyzna obrócił sie do niej przodem, skupiła swoją atencję właśnie na nim.
- Musisz już iść. - Przerwał wreszcie ciszę, a brunetka nie wierzyła temu, co słyszy. Rozchyliła nieznacznie wargi, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie zrobiła tego.
- Proszę, nie pytaj o nic. Po prostu wyjdź. - Rzekł nazbyt spokojnym tonem wpatrując sie prosto w jej brązowe tęczówki, w których iskerki wesołości gwałtownie zgasły.  Wiedział, że to jego wina, ale co mógł zrobić? Ballack z pewnoscia długo nie zapomni oczu, które wpatrywały się w niego, pytając "dlaczego?" Czuł sie fatalnie, obserwując jak Ana bez słowa opuszcza jego mieszkanie. Pragnął ją zatrzymać, ale nie mógł. Wtedy wszystko skomplikowałoby sie jeszcze bardziej.
Nie rozumiała postępowania Michaela, które w gruncie rzeczy nie było normalne, tak samo jak jego nagła zmienność nastrojów na pewno nie spowodowana niczym błahym. Martwiła się o niego. Obawiała się, że jego problemy nie wniosą nic dobrego w ich relacje, ponownie odsuną ich od siebie, a to dlatego, że Ballack zawsze chciał sobie ze wszystkim poradzić sam. Nie zamierzał obarczać innych swoimi problemami albo po prostu nie tolerował gdy ktoś wtrącał sie w jego życie? A może i jedno i drugie?
Ana miała ochote wrócić tam i zażądać aby wyjawił jej co go gnębi. Chciała ponownie znaleźć sie w jego ramionach, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze i że może liczyć na jej wsparcie w każdej sytuacji. Może powinna tak zrobić?
I pewnie by tak zrobiła, gdyby ponownie nie została sprowadzona na ziemię przez kobietę,  z którą mijała się w drzwiach i która przechodząc trąciła ją ramieniem, zupełnie jakby chciała utorować sobie przejście. Brunetka nie miała wątpliwości co do tego, że rudowłosa piękność, której usta wykrzywiły sie w ironicznym uśmieszku zrobiła to specjalnie. I chyba po to, aby zwrócić na siebie jej uwagę. Przez krótką chwile kobiety mierzyły się wzrokiem, a w zielonych oczach nieznajomej było widać odrobinę pogardy, przysłoniętą zdenerwowaniem, jakby ta za chwile w ostentacyjny sposób miała zademonstrować, że nie wyobraża sobie, aby nie została za owy incydent przeproszona, choć w gruncie rzeczy sama była jego sprawczynią. Zielonooka miała w sobie coś takiego co sprawiało, iż ludzie schodzili jej z drogi, by nie narazić sie na gniewne spojrzenie i kilka niemiłych słów, których nie szczędziła nikomu. Ana przez moment obserwowała jak kobieta wchodzi do windy. Nie wiedzieć czemu ogarnęło ją dziwne uczucie  niepokoju, kiedy owa nie pozbawiona nadzwyczajnej urody istota wcisnęła numer piętra, na którym mieszkał Michael.

• • • • •

Następnego dnia, za namową siostry, pragnąca rozwiać wszelkie swoje obawy Anastasia, postanowiła złożyć Ballackowi nieoczekiwaną wizytę. Nie spodziewała sie jednak, że to po raz kolejny wywróci jej życie do góry nogami i pozostawi w stanie ogłupienia a potem zwykłej rozpaczy.

_____________________________________

Jak wiecie powróciłyśmy z Julią do pisania naszego wspólnego bloga para-siempre-fcb.blogspot.com
 Zdałam sobie sprawę, że to czego mi tak przez ten czas brakowało, to właśnie pisanie, taka moja odskocznia od wszystkiego, dlatego powracam na tego bloga.
 No i jakby nie patrzeć zbliżamy się do końca opowiadania i chyba dlatego, że tak lubie tą historię i szalonych bohaterów chciałam ten koniec odłożyć na później. 
Tak, to koniec pierwszej serii, ale i początek kłopotów. 
Jeśli chodzi o organizację, to nowe rozdziały będą się pojawiały raz-dwa razy w miesiącu. Forma raczej się nie zmieni. Dowiecie się co dzieje się na dwóch płaszczyznach - u zwariowanych zawodników Realu, a także u naszej trójki bohaterów - Ikera, Anastasii i Michaela.

Co do rozdziału,
Co się stało z Mesutem? Co było powodem dziwnego zachowania Michaela? Czy Ana powinna się martwić? Jak myślicie?

Jeśli ktoś to jeszcze czyta, to proszę, dajcie znać, będzie mi bardzo miło. Trzymajcie się ciepło. ;)