– Iker skarbie, kogo ty tam tak wypatrujesz? – Carbonero
szybko wyzbyła się swojego wrodzonego, jędzowatego tonu – a robiła tak za
każdym razem gdy zwracała się do Casillasa – by zastąpić go tym fałszywym,
aczkolwiek pełnym troski. Ha, troskliwa Sara… przecież to niemalże oksymoron. Dotknęła
twarzy Ikera dłonią zakończoną długimi, pomalowanymi na krwistą czerwień,
doskonale współgrającymi z dodatkami do dzisiejszej, cholernie drogiej i nieco
odkrywającej to i owo kreacji paznokciami i tym samym przechyliła jego twarz na
tyle, by teraz spoglądał tylko na nią. Automatycznie przylepiła słodki
uśmieszek do swojej denerwującej, pokrytej warstwą wieczorowego makijażu twarzy
i popatrzyła na swojego narzeczonego z rozczulającą a może raczej zmuszającą do
wymiotów czułością. To wszystko było takie sztuczne… Widzieli to wszyscy tylko
nie on. Nie dopuszczał do siebie myśli, że ta zołzowata dziennikareczka – jak
zwykli potajemnie określać ją inni – jest z nim tylko dlatego, by zyskać
rozgłos, by się przy nim wybić. Uparcie wierzył, że go kocha. Wierzył, że on ją
kocha, ale ostatnio zaczął mieć co do tego poważne wątpliwości. Po tym jak nocował
w hotelu było inaczej. Już tyle się nie kłócili. Sara naprawdę się starała i on
to doceniał tyle, że jego myśli coraz częściej zaprzątała Anastasia, Anastasia,
która teraz wychodziła z Ballackiem.
– Wydaje ci się. – Skłamał. Kłamanie coraz lepiej mu wychodziło
choć nigdy wcześniej tego nie robił. – Chcesz coś do picia? – Uśmiechnął się
blado.
– Dziękuję, jesteś kochany. – Musnęła jego wargi a on
opuścił taras. Będąc już w środku ostatni raz zerknął w kierunku miejsca gdzie
zaparkowane były samochody, którymi większość z nich już raczej nie odjedzie a
wszystko ze względu na ilość alkoholu, która rozeszła się po organizmach ich
właścicieli.
Michael wyciągnął dłoń ze swoją białą koszulą w kierunku
Anastasii.
– Mam ci ją wyprać czy wyprasować? – Zadrwiła. – A nie
przepraszam, nie mam przy sobie ani pralki ani żelazka. – Odparła
przedrzeźniając go i nerwowo wygładzając swoją mokrą, lepiącą się do ciała
sukienkę. Ballack wcisnął odpowiedni przycisk i w ten oto magiczny sposób drzwi
się odblokowały.
– Pomyślałem, że może chciałabyś to założyć. – Wymownie
spojrzał na jej strój a ona w tym momencie pierwszy raz od momentu w którym się
poznali poczuła się nieco niezręcznie. Otworzył tylne drzwi niczym szofer i
dłonią zaprosił ją do środka.
– Na pewno nie. – Rzekła po chwili. – Nie rozbiorę się przy
tobie. –
– Fakt, kiedyś to ja zerwę z ciebie ubranie ale teraz
przyzwyczajaj się do mojej obecności. – Kiedy już usadowiła się w środku
Michael zamknął drzwi i oparł się o nie tyłem.
– Jeśli chociażby zerkniesz to cię zabiję. – Mruknęła
wyprowadzona z równowagi śmiałością jak i bezczelnością Niemca. MB13 nic sobie
jednak z tego nie robił. Niby patrzył w stronę domu Modricia ale ciekawość
powoli zżerała go od środka.
– Groźby są karalne a pani, panno Weyden. –Nie uprzedziła
kiedy otworzyła drzwi co równało się z tym, że oberwał nimi Ballack i wreszcie
ten głupkowaty uśmieszek choć na sekundę zniknął z jego twarzy.
– Nie patrzyłem przecież. – Odparł niewinnie. – Ale potem
sobie na kamerze obejrzę. – Powiedział tak, bo doskonale wiedział, że ją tym
zdenerwuje. I udało mu się. Potwierdziło to lekkie uderzenie w potylicę jakie
mu wymierzyła. Roześmiał się.
– Chyba spalę się ze wstydu jeśli ktoś mnie w tym zobaczy. –
– No co ty, masz ładne nog.. znaczy koszulę. – Powstrzymał
śmiech pozorując nagły atak kaszlu po czym rzucił jej kluczyki i obszedł
samochód dookoła by zająć miejsce pasażera.
– Mam prowadzić?! –
– Bo wiesz.. teraz mi się przypomniało, że w zasadzie
wypiłem dwa a może trzy drinki… – Wzruszył ramionami a ona usiadła za
kierownicą.
– Nie zapytałeś czy mam prawo jazdy… – Włożyła kluczyk do
stacyjki. – Nie zapytałeś czy w ogóle umiem prowadzić. – Przerwała na chwilę
obserwując reakcję Michaela. Ten tylko machnął ręką. Ana przekręciła kluczyk
uruchamiając tym samym jego drogą zabaweczkę. – Mam nadzieję, że masz
ubezpieczenie… – Zwróciła się do niego złośliwie.
– A ty w ogóle sięgasz do pedałów? – Zadrwił – Może
przysunąć ci siedzenie bliżej? – Zapytał z satysfakcją jednak szybko tego
pożałował bo kiedy cofała z przestrachem patrzył w boczne lusterko. Jego wóz
zatrzymał się dosłownie kilka centymetrów od nowiuśkiego porsche Ramosa.
– Nigdy. Więcej. Tego. Nie. Rób. – Starał się zabrzmieć
spokojnie kładąc dłoń na jej kolanie, którą zresztą kazała mu szybko zabrać pod
groźbą jej straty.
Czuła się odrobinę niekomfortowo przez co niekoniecznie
mogła skupić się na jeździe.
– Bądź grzeczny a może dowiozę cię do domu w całości. –
Wytknęła koniuszek języka w jego stronę. Przy nim zachowywała się tak
niepoważnie, w ogóle robiła rzeczy o których wcześniej nawet by nie pomyślała
zważywszy na ich absurdalność.
– Skręć w lewo a na następnym skrzyżowaniu w prawo. –
Instruował Michael a ona czuła się zupełnie jak na kursie prawa jazdy.
Kiedy otworzył drzwi od strony pasażera miał minę, jakby
zamierzał ucałować ziemię. Zamiast tego jednak z nabożną czcią pogładził maskę
swojego samochodu.
– Mój wóz, moja kareta kochana, moje audi…! – Zawył. –
Mogłaś je skasować. – Zwrócił na nią swoje spojrzenie przywołując tym samym
moment w którym o mało co nie staranowała porsche Ramosa. Anastasia wzruszyła
tylko ramionami z myślą, że nigdy nie zrozumie facetów.
– Żartowałam tylko. –
– Masz dziwne poczucie humoru. –
– I kto to mówi! – Odgryzła się kiedy wyciągnął dłoń po
kluczyki. Nie od razu mu je podała. Chwycił je więc sam a kiedy ich dłonie się
zetknęły po ich ciałach rozeszły się przyjemne dreszcze.
– Puścisz, czy będziesz udawać breloczek? – Uśmiechnął się w
ten swój charakterystyczny, cholernie seksowny sposób ujawniając tym samym dwa
rzędy swoich śnieżnobiałych zębów. Po raz ostatni dotknął swojego auta. – Nie
bój się, ta zła pani już sobie idzie i więcej nie zrobi ci krzywdy. – Ballack
ponownie skierował swoje spojrzenie na Anastasię. Ta miała minę jakby resztkami
sił powstrzymywała się by nie kopnąć go w kostkę.
– A o moje zdrowie psychiczne które znacznie cierpi na
przebywaniu z tobą nikt się nie martwi. – Rzuciła sarkastycznie.
– Ciii. –
– No i jeszcze ma czelność mnie uciszać. – Mruknęła pod
nosem. Michael objął ja ramieniem i ruszyli w stronę jego mieszkania.
Ballack przy pomocy kompletu kluczy, który odnalazł się
dopiero w marynarce, a którego - mimo uprzednich stanowczych uprzedzeń, że na
pewno ich tam nie ma - chciał szukać nawet w kieszeni koszuli którą miała teraz
na sobie Ana, otworzył drzwi i wpuścił ją do środka.
– Tam jest łazienka. – Wskazał od razu a ona posłała mu
pełen wdzięczności uśmiech. Kiedy przejrzała się w lustrze westchnęła tylko.
Ciekawe, czy zdawała sobie sprawę, że jej włosy w pewnym stopniu przypominały
fryzurę Puyola i to trzeba przyznać po dość wyczerpującym treningu. Miały
jednak ciemniejszy kolor i były odrobinę mniej poplątane. Rozebrała się i
weszła pod prysznic. Ciepła woda spływała po jej ciele wywołując tym same miłe
dreszcze. Wszystkie nagromadzone emocje zaczęły powoli z niej ulatywać.
Właściwie łazienka jak łazienka, choć zdziwił ją ten
nienaganny porządek. Przy nim ona i jej siostra wychodzą na bałaganiary. No,
ale przecież one nie mają gosposi która za nie posprząta więc czuła się w jakiś
sposób usprawiedliwiona, tym bardziej ze względu na ogrom obowiązków jakie
teraz na nią spadły. Rozejrzała się. Nie zauważyła nic, no może poza suszarką –
tak, typowo w kobiecym kolorze – co wskazywałoby, że mieszka tu przyszła – bądź
już obecna pani Ballack.
– Słuchaj, mam dla Ciebie coś do ubrania. – Zapukał do
drzwi.
– Oby nie kolejną koszulę. – Odparła ironicznie. Michael
zaśmiał się w duchu. Drzwi lekko się uchyliły a zza nich wyłoniła się ręka Any
która najwyraźniej domagała się obiecanej odzieży. Zamierzał się chwilę z nią
podroczyć, ale w końcu po prostu jej ją podał.
– Gdybyś potrzebowała suszarki jest na półce na dole…
siostra zostawiła. – Zabrzmiało to tak, jakby się jej tłumaczył a przecież nie
musiał. Uśmiechnęła się sama do siebie.
Tyle, że on nie miał siostry… a końcówka „siostra Fabregasa
zostawiła” nie zabrzmiałaby zbytnio przekonująco. Ballack, kiedy do Ciebie
dotrze, że kłamstwo w dobrej wierze nie istnieje? Będziesz tego żałował…
Kiedy wyszła z łazienki – trochę dręczona wyrzutami sumienia,
że za długo tam siedziała – Michael wycierał włosy ręcznikiem. No tak, pewnie
ma drugą łazienkę, tylko po co mu takie duże mieszkanie skoro najwyraźniej
mieszka sam?
Patrząc na Anastasię starał się nie zaśmiać. Wyglądała
komicznie w koszulce i spodniach od dresu które jej dał. No ale czego się
spodziewał? Przy nim wydawała się być taka drobna i krucha.
– No już, zmykaj na kanapę. – Uśmiechnął się okrywając ją
kocem i podając kubek gorącej herbaty. Potem zniknął gdzieś w kuchni a ona
kierowana nudą widząc pilota mimo późnej pory włączyła telewizor i zaczęła
skakać po kanałach w nadziei, że jednak mimo wszystko znajdzie coś ciekawego.
Nic z tego. Kiedy Michael wszedł do pomieszczenia które pełniło funkcję salonu
akurat przełączyła na jeden z kanałów sportowych na którym leciał mecz ligi
niemieckiej. Przecież jest Niemcem, pomyślała, że może się ucieszy widząc
znajome twarze.
– Zimno mi, mógłby mnie ktoś przytulić. – Mruknął siadając
obok niej i trącając ją łokciem.
– A mnie, to mógłby przytulić ten bramkarz Bayeru. – Kiwnęła
głową w stronę telewizora po czym przykryła Michaela kocem. – Znasz go? –
– Bayernu – Poprawił
ją Ballack po czym kiwnął tylko potakująco głową. – Jest dla Ciebie za młody. –
– Przesadzasz, wygląda jak by był w moim wieku… – Trafiła,
ale on na pewno jej tego nie powie. Westchnął tylko kładąc rękę na oparciu
kanapy.
– A więc lubisz bramkarzy? – Zapytał spoglądając prosto w
jej tęczówki, które teraz przybrały odcień czekolady.
– Nie, lubię blondynów. – Odparła wesoło z powrotem kierując
swoja twarz na ekran, gdzie właśnie pokazywano Neuera, który sprawnie
przechwycił piłkę po strzale jednego z zawodników drużyny przeciwnej
przyodzianego w żółto-czarny strój.
– Spokojnie, już ja to zmienię. – Szepnął jej na ucho i to
całkiem poważnie. Znowu czuła na sobie jego oddech. Jej tętno znacznie
przyśpieszyło. Wciąż na nią spoglądał ale ona uparcie patrzyła w ekran. Lepiej,
żeby się teraz nie odkręcała w jego stronę.
– Więc… oglądamy mecz? Myślałem, że kobiety tego nienawidzą.
– Odezwał się ponownie.
– Od czasu do czasu lubię sobie popatrzeć na murawę. Zielony
mnie uspokaja. . – No, powiedzmy, że to była prawda.
–To może ja skocze po piwo i chipsy żeby było autentyczniej?
Co ty na to? –
– W porządku. –
Przecież to anioł nie kobieta. Młoda, bystra, wykształcona.
O nie, już on nie pozwoli, żeby mu się wymknęła. Dopiero teraz zdał sobie
sprawę, że nie patrzy na nią tylko i wyłącznie przez pryzmat pożądania.
Wytyczył sobie cel – chciał by była jego i to już na zawsze. Właściwie zalążek
tego pomysłu zrodził się w jego głowie już najwyraźniej wtedy, kiedy spotkał ją
pierwszy raz. Chciałby spędzać z nią każdą wolną chwilę. Chciałby, by takie
wieczory jak ten stały się rutyną. Chciałby po prostu, żeby była przy nim. Nie
ważne, czy siedzą na kanapie i oglądają mecz czy tez jedzą kolację w drogiej
restauracji. Chciałby definitywnie odciąć się od przeszłości i tym, co go
spotkało.
Może tylko ją odwiózł? A co jeżeli pojechali do niego, jeśli
jest taka jak wszystkie inne kobiety które za wszelką cenę chcą usidlić
piłkarzy? Czym dłużej o tym myślał tym gorzej się czuł. Niczego nie mógł być
pewny. A do tego Sara… Cały wieczór skakała wokół niego jakby był dzieckiem.
Najwyraźniej chciała mu się przypodobać jednak to go tylko denerwowało. Czy
może mieć do niej pretensje za to, że próbuje ratować ten związek? Tylko po co?
Dawny żar i namiętność wygasły a zastąpiła je rutyna. On poświęcał się piłce,
ona dziennikarstwu. Coraz mniej czasu spędzali ze sobą i coraz bardziej się od
siebie oddalali. Kiedy ostatni raz powiedział, że ją kocha? Czy w ogóle nadal
ją kocha? Nie potrafił odpowiedzieć na żadne z tych pytań. Czuł, że nie jest
fair w stosunku do Sary. Chyba powinien dać sobie czas, wszystko na spokojnie
przemyśleć. Ale nie teraz, bo znowu myśli o dziewczynie o kruczoczarnych
włosach i szczerym odrobinę niezręcznym uśmiechu który tak go urzekł.
Michael był szalony i trochę niczym wrzód na tyłku, ale
zaczynała lubić jego towarzystwo. Jej komórka dała o sobie znać. Zerknęła na
wyświetlacz.
– Chyba się zasiedziałam. Przepraszam, musze się już
zbierać. – rzuciła pośpiesznie wstając z kanapy.
– Zaczekaj, odwiozę cię… znaczy zamówię taksówkę i pojadę z
Tobą. Zamierzasz wracać po nocy i to w takim stroju? – Spojrzał na nią
wymownie. – Przecież jak będziesz szła to prędzej czy później i tak zgubisz ten
dres. – Zaśmiał się. Narzucił na nią swoja kurtkę i wyszli z mieszkania.
– To tutaj. – Rzuciła do kierowcy.
– Nie zaprosisz mnie do środka? – Chwycił jej dłoń kiedy
zbierała się do wyjścia. –
Michael posłuchaj, ja… ja nie mieszkam sama a jest już
naprawdę bardzo późno… – Odparła spokojnie zabierając dłoń.
– Nie idź jeszcze. – Szepnął a ona prawie skapitulowała.
– Michael dzięki. Za wieczór, za ubrania i za wszystko. Choć
to właściwie TWOJA wina. –
– Nie ma sprawy. Każdy mógłby się znaleźć w podobnej
sytuacji. Może i ja kiedyś będę potrzebował twojej pomocy? –
– O nie, ja ci swoich ciuchów nie pożyczę… –
– Może i nie, ale będę miał już swoje u ciebie. – Spojrzał
na jej strój i się uśmiechnął. Aha,
czyli ma ich nie oddawać (?)
– Do zobaczenia! – Rzuciła i zamknęła za sobą drzwi.
Otworzyła jej siostra.
– O kurwa, widzę, że było ostro. – Skwitowała Ashley na
widok Anastasii ubranej niezaprzeczalnie w męskie części garderoby. – To taki
zwyczaj? Nie znam się na piłce ale wiem, że po meczu jest cos takiego jak
wymiana koszulek… Rozumiem, że po bankiecie też się wymieniacie, i to wszyscy?
– Poruszyła zabawnie brwiami. – Czemu mnie ze sobą nie zabrałaś?! –
– Ash, koniec tych żartów. – Ucięła. – Co z… –
– Nie martw się, już śpi. – Ashley weszła jej w słowo. –
_________________
i znowu mnie długo nie było, no ale co zrobić. wakacje, niby człowiek powinien mieć więcej czasu a tu wprost przeciwnie. XD co do rozdziału... miało być inaczej, a jest tak. Neuer ze specjalną dedykacją dla Mani <3